poniedziałek, 27 stycznia 2014

Prolog

Kościół Saint de Maria nigdy nie był tak zatłoczony jak dzisiaj. Ludzie, poubierani w czarne odświętne stroje, teatralnie trzymali w rękach chusteczki, zajmując niemal że każdy centymetr kwadratowy powierzchni i zlewając się w jedną wielką czarną plamę.  Przez chwilę przyglądałem się ich nieznajomym  twarzą i przeskakując na  każdą kolejną ogarniała mnie coraz większa wściekłość. ¾ osób zgromadzonych w tym kościółku, nie miało pojęcia kim był Harry, więc po co u diaska ruszali swoje grube dupska znad kanap? Żeby powiedzieć jak im strasznie przykro z powodu śmierci chłopaka, o którym istnieniu nie mieli pojęcia aż do zeszłej środy? Niech szlak ich wszystkich trafi. Dzień pogrzebu Harre’go powinien być dniem autentycznej rozpaczy a nie udawanego smutku.
                Czułem, że za chwilę wybuchnę. Demony niezbyt dobrze radzą z emocjami, aczkolwiek to dla tego, że przeważnie nic nie czują. Nie boją się, nie cieszą, nie przejmują- demony są wypełnione nicością i właśnie to tak bardzo przeraża ludzi. Ale ja przez ostanie kilka miesięcy czułem aż za dużo i to za sprawą tych cholernych czekoladowych loków.
                Biorę głęboki oddech i z całych sił staram się nie wykrzyczeć wszystkiego co uformowało się w mojej głowie. Wychwytuje twarz Gemmy wśród tych wszystkich posępnych buzi i nagle ogarnia mnie pewność.
Harry zasłużył żeby to usłyszeć.
                Przechylam biały mikrofon, tak aby znajdował się na wysokości moich ust. Przez chwilę wlepiam wzrok w żółtą pomiętą kartkę, ale nabazgrane na niej słowa wydają mi się śmieszne.  Chciałem powiedzieć to co naprawdę czuje,  a nie to co ludzie uważają za słuszne.  Schowałem więc karteczkę do kieszeni i chrząknąłem donośnie aby oczyścić gardło.- Harrym był dobrym człowiekiem-nadal wpatrywałem się w twarz Gemmy. W jej oczach lśniły łzy-  nie mówię że był idealny, miał swoje wady, tak jak każdy, ale promieniowało z niego istne światło. Było na tyle mocne żeby wtargnąć we mnie i oświetlić każdy kawałek mojej roztrzaskanej duszy. Źle to powiedziałem, Harry dał mi duszę- ludzie wydają oburzone pomruki, ale się tym nie przejmuje- Pokazał mi jak cieszyć się z rzeczy, które normalni ludzi by przeoczyli. Nauczył mnie żyć. Nauczył jak kochać i być kochanym. Nigdy nie lubiłem słowa ,,na zawsze’’. Brzmi ono jak złamana obietnica. Nic nie trwa wiecznie, ani miłość, ani przyjaźń ani życie, ale w tej sytuacji muszę użyć te zdradliwe słowo. Harry zostanie w moim sercu na zawsze. Oświetli mrok, oświetlił moje serce. Dał mi promyk, który będzie świecił na zawsze. Harry- podnoszę wzrok znad mównicy i patrzę na kościelne sklepienie- mam na dzieje że mnie słyszysz. Nie zdążyłem ci tego powiedzieć bo za bardzo się bałem. Kocham cię. I nigdy nie przestane.
                Słyszę gniewne krzyki. Kościół nie uznaje homoseksualistów ani demonów. A tu proszę jestem dwa w jednym. Nawet nie wiem jakim cudem zdołałem przebić się przez świętą barierę kościoła, najwyraźniej moje demoniczne moce się wyczerpały. I dobrze. Im we mnie mniej zła, tym więcej Harrego.
                Czuje jak ciepło powoli rozlewa się w moim ciele. Na początku powoli, mrowią tylko palce u rąk i u stóp a potem gwałtowanie, gorąco wbija się w każdą cząsteczkę mojego ciała. Nie mogę się ruszać ani oddychać. Klątwa została złamana. Uśmiecham się krzywo.
Wracam do domu.
Do podziemi.